

To była tylko chwila a ja, gdy Cię zobaczyłam, wiedziałam, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Nie zastanawiając się długo, podjęliśmy decyzję o Twoim wejściu do naszej dwuosobowej rodziny. Biorąc Cię pod nasze skrzydła, myśleliśmy, że zestarzejesz się przy naszym boku. Którejś nocy śpiąc, odejdziesz ze starości, pozostawiając po sobie piękne wspomnienia.
Nawet jeśli podczas swojego życia byś zachorował, to na pewno jakikolwiek weterynarz naprawiłby Twoje ciałko. Wszystko miało być piękne, tak myśleliśmy na samym początku naszej wspólnej przygody, która miała być bajką z życiowym zakończeniem. Większość z tej historii się zgadza, niestety koniec nie okazał się bajką, tylko brutalną prawdą, która zmieniła w nas wszystko.
Czas poruszyć wyobraźnie, usiądź wygodnie i przeżyj tę historię razem z nami od samego początku.
Wyobraź sobie, że znalazłaś zwierzaka, w którym w ciągu chwili się zakochujesz, nie jest już młodzieniaszkiem i podejrzewasz, że jego bagaż życiowy jest duży. Nic Ci nie przeszkadza, bierzesz go, smutnego i zabiedzonego. Z niewiadomych powodów oddanego przez kogoś innego, źle karmionego i jeszcze gorzej traktowanego.
Dajesz mu całą swoją miłość, pragniesz obudzić w nim tę beztroskość zmarnowaną przez wcześniejszych opiekunów. Karmisz go, uczysz się jego nawyków, bawisz się z nim, starasz się zapewnić mu fantastyczne życie.
Początki są trudne, ale małymi kroczkami pokonujesz kolejne bariery.
Po pewnym czasie buduje się między Wami fantastyczna więź.
Ten mały zwierzaczek traktuje Cię jak swojego kompana ze stada.
Lata mijają, życie powoli się toczy, mały łobuz cały czas towarzysz Ci w życiu. Nic nie zapowiada czarnych chmur, które idą w waszą stronę.

Zaczyna się niepozornie, przychodzisz do mnie i się przytulasz, tulisz się bardzo długo, za długo jak na Ciebie. Z jednej strony się cieszę, ale z drugiej coś mi zaczyna śmierdzieć. Trwamy w tym uścisku, a mi w głowie kłębi się milion myśli. Nagle dostrzegam, że więcej śpisz, gdzieś zgubiły się iskierki w Twoich oczach. Patrzysz się na mnie, ale jakoś tak inaczej.
Dzień później idziemy do weterynarza, dostajesz leki, bo to przecież zwykłe przeziębienie. Ma Ci to pomóc, niestety nie tym razem. Druga wizyta silniejsze leki i walczymy z tym ustrojstwem. Przy kolejnej wizycie już miałeś powiększone węzły. Weterynarz powiedział, że trzeba zrobić biopsje, żeby wykluczyć najgorsze. Pełni obaw czekaliśmy na wyniki, gdy przyszły bałam się jak nigdy. Wyniki zaskoczyły wszystkich, próbki nie nadawały się do zbadania, bo nie udało się pobrać odpowiedniego wycinku. Po tym wyniku kolejny raz przeszłeś biopsję, w trakcie dostałeś swój ulubiony smakołyk. Ten smakołyk załatwiał najgorsze sprawy. Ta biopsja miała być inna, miało się udać, kolejny napięty czas, kolejne oczekiwania i przyszły wyniki. Nie znaleziono chłoniaka, Twój największy wróg został wykluczony.
Radość i kolejne pytania, nasza Pani weterynarz skierowała nas na dalszą diagnostykę do większego miasta. Zabraliśmy Cię do Olsztyna, miałeś trafić w dobre miejsce, dobry weterynarz, który miał powiedzieć, co Ci dolega. Zlecił kolejną biopsję, niby taką samą jak miałeś wcześniej, ale tutaj już tak miło nie było. Nie było Twojej Pani weterynarz, nie było smakołyku i nie było tego podejścia. Widziałam, że się bałeś, widziałam, że Cię bolało, stałam obok Ciebie i liczyłam na to, że mój głos choć trochę Cię uspokoi.
Po wszystkim dostałeś te same leki tylko pod inną nazwą. Ta weterynarz powiedział nam, żeby jechać na RTG i USG do jej drugiego miejsca pracy. RTG wyszło rozmazane, na USG brzucha inna Pani weterynarz powiedziała, że widzi jakiegoś guza, ale na razie nie jest to ważne, bo przecież najprawdopodobniej masz chłoniaka. Cały czas w Olsztynie powtarzali nam, że masz chłoniaka. Ślepo podążali za tą diagnozą.
Gdy przyszły kolejne wyniki nie wiedzieliśmy, czy mamy się śmiać, czy płakać. Znowu w węzłach chłonnych nie znaleźli komórek chłoniaka, ale pomimo tego weterynarz powiedział, że objawy wskazują na chłoniaka i teraz pozostało nam cieszyć się ostatnimi chwilami razem.
Nie mieściło się to w głowie, Twoja choroba nie została potwierdzona, a już skazali Cię na stratę. Jako że nadzieja zawsze umiera ostatnia, poprosiliśmy Olsztyńskiego weterynarza o kontakt jeszcze dalej. Trafiliśmy na lekarza z Gdańska, już podczas pierwszej rozmowy okazało się, że w Olsztynie badania zrobili po łepkach. Zanim mieliśmy się z nim spotkać, musieliśmy się spotkać z Panią onkolog i zrobić potrzebne badania. Na szczęście wszystko było w jednym miejscu.
W trakcie podróży nie chciałeś siedzieć w koszyczku i przez całą drogę trzymałam Cię na rękach. Jak przyjechaliśmy na miejsce, to wzięło Cię na głupotki i zacząłeś tarzać się w ziemi. Pani onkolog od razu powiedziała, że skoro tyle razy nie wyszła biopsja igłowa, to trzeba zrobić w narkozie biopsję wycinkową. W trakcie jak spałeś, zrobili Ci resztę badań.
Po wszystkim wyglądałeś, jak byś spotkał się z kosiarką, tu nie miałeś futerka, tam nie miałeś futerka. Pomimo tego i tak nasze uczucie do Ciebie nie malały. Z nowego USG dowiedzieliśmy się, że masz guza na nadnerczach, cysty na nerkach i na dodatek masz powiększonego węzła chłonnego w klatce piersiowej. To przez guza na nadnerczach Twój organizm był chory, to przez guza straciłeś te iskierki w oczach.
Moja nadzieja spadła do zera, było mi niedobrze, a łzy leciały mi same. Pomimo takiej salwy złych wieści starałam się być silna, silna dla Ciebie.
Gdy dochodziłeś do siebie po tej biopsji, przez dwa tygodnie razem spaliśmy. Przez dwa tygodnie miałeś nosić kołnierz, żeby nie wygryźć sobie szwów. Oczywiście po raz pierwszy ściągnąłeś kołnierz, będąc z nami w samochodzie. Przygotowaliśmy dla Ciebie miejsce na łóżku, daliśmy Ci kołderkę Twój koszyczek i miskę z chrupkami. Wszystko, żebyś czuł się jak najlepiej.
Już drugiej nocy Twoje pościelowe królestwo się zmieniło, co chwila się budziłeś i drapałeś przy nodze Piotrka. Tej nocy chodził z Tobą i pilnował Cię na każdym kroku. Dziwnym trafem swoje kroki kierowałeś do reklamówki po zakupach. Po dwóch Twoich próbach spania w niej reklamówka trafiła do łóżka i tak przez następne dni spałeś w niej.
Nigdy nie zapomnę, jak przez te dwa tygodnie piłeś ze szklaneczki i raz, gdy się nie obudziłam, a Tobie chciało się pić, wylałeś wszystko na łóżko.
Czas pomimo tak kiepskich wiadomości szybko leciał. Zaczęliśmy doceniać każdą minutę spędzoną z Tobą. Cieszyły nas najmniejsze gesty. Cały czas mieliśmy nadzieje, że jakoś się z tego wyliżesz.
Gdy zadzwoniła do mnie Pani onkolog, nie wierzyłam w to, co słyszę, z wyników wyszło, że nie masz chłoniaka, że weterynarze z Olsztyna się mylili i to bardzo. Następna nasza wizyta w Gdańsku to było omówienie Twoich wyników z lekarzem. Okazało się, że Twoje objawy są spowodowane guzem, którego miałeś na nadnerczach. Guzem, który lekarze z Olsztyna olali. Guzem, który zagrażał Twojemu życiu, który był jak bomba z opóźnionym zapłonem. Guzem, którego trzeba było usunąć, ale operacja była strasznie ryzykowna. 50 % szans tyle Ci dawali na przeżycie. W tym momencie czułam się niewyobrażalnie przerażona. Chciałam wejść pod kołderę i przespać ten najgorszy czas. Po długich rozmowach wspólnie podjęliśmy decyzję, że operacja to dobry wybór. Już teraz nie chciałeś się bawić, miałeś ataki kaszlu przez powiększony węzeł w klatce piersiowej, po prostu przestawałeś być sobą. Następnego dnia umówiliśmy się na dzień operacji. Przez te kilka dni do czasu operacji zdążyliśmy sobie zrobić wspólne zdjęcia, pojechaliśmy na przejażdżkę, zabraliśmy Cię nad jezioro, myślałam, że sobie trochę pospacerujesz, ale Ty tylko siedziałeś mi na kolanach. Dopiero w samochodzie, gdy siedziałeś na siedzeniu, chwile się powygłupiałeś.
Przed operacją odwiedziła Cię Twoja psia włochata kumpelka, nawet ona się zachowywała dziwnie cały czas piszczała, była niespokojna. Myślałam, że ma gorszy dzień, ale ona chyba czuła, co nadchodzi. W noc przed operacją cały czas przychodziłeś do nas do łóżka, całowałeś i się przytulałeś, jak by jutra miało nie być. Dopiero później zdałam sobie sprawę, że Ty się już wtedy żegnałeś. W dzień operacji, gdy już jechaliśmy do Gdańska, zacząłeś się zachowywać, jak by Ci się chciało siusiu. Zatrzymaliśmy samochód a Ty, zamiast się załatwić, dreptałeś sobie wesoło i bawiłeś się w ziemi. W trakcie jazdy mówiłam Ci, że po operacji czekają na Ciebie Twoje przysmaki. Do końca swoich dni jedzenie było dla Ciebie najważniejsze.
Gdy dotarliśmy na miejsce i musieliśmy Cię oddać, było nam przykro, że musisz sam tam siedzieć. Do tej pory żałujemy, że nie mogliśmy być z Tobą w ostatnich chwilach Twojego życia. O 8 Cię oddaliśmy, a dopiero o ok. 18 lekarz do mnie zadzwonił, że przeżyłeś operację, dałeś radę i za niedługo będą Cię wybudzać z narkozy. W tym momencie miało już być z górki, miałeś wyzdrowieć, pytając się lekarza o negatywny scenariusz, powiedział mi, że możesz źle zareagować na narkozę, ale nic więcej.
Już w myślach wyobrażałam sobie, jak niedługo usłyszę jak gugasz. Za kilka godzin mieliśmy Cię odebrać. To wtedy pierwszy raz w życiu płakałam ze szczęścia. Cieszyłam się, że dałeś radę, że najgorsze jest już za nami. Nie wiedziałam, że za godzinę wszystko się zmieni. Kolejny telefon sprawił, że płakałam jak małe dziecko.
Nie obudziłeś się, odeszłeś na swoich warunkach…
Bardzo za Tobą tęsknimy, byłeś naszym fantastycznym zwierzakiem.
Po tej historii nauczyłam się jednego…
Biorąc zwierzaka pod opiekę, oprócz zapewnienia mu miłości, pełnej miseczki i dni pełnych zabawy, pamiętajmy o dobrym weterynarzu dla naszego pupila. Tym bardziej, jeśli zalicza się on do zwierząt egzotycznych lub rzadko spotykanych.
Na tym etapie życia spotkałam sporo osób, którym bardzo dziękuję za to, że były. Pomoc, rozmowę i wsparcie, którym nas obdarzyli, było na wagę złota.
Dziękuje za waszą obecność pozdrawiam Ada :*